Od kilku wiosennych sezonów poszukiwałem atrakcyjnej do fotografowania lisiej nory. Niestety bezskutecznie. Te znajdowane zwykle były ukryte w mało fotogenicznych chaszczach, w których trudno zrobić dobre kadry. Kontrasty i światłocienie powodowały, że na zdjęciach dominowały czarno-białe plamy.
Tej wiosny w końcu udało się. Niewielka, śródleśna polana, z powalonymi wichurą drzewami i wykrotami, a pod jednym z nich ta wymarzona lisia nora.
Początkowo z dość dużej odległości przy pomocy lornetki obserwowałem młode rudzielce dokazujące w pobliżu rodzinnej nory i już wiedziałem, które miejsce będzie najlepsze, żeby się ukryć. Tam też, pomiędzy dwiema kępami jałowca ustawiłem zamaskowany siatką namiot.
Już w kilka dni później, wczesnym świtem zasiadłem w moim ukryciu, rozstawiłem aparat na statywie i cierpliwie oczekiwałem na to, co przyniesie nowy dzień. Tym razem moja cierpliwość nie została wystawiona na zbyt długą próbę. W pół godziny po wschodzie słońca, w wizjerze zobaczyłem wysuwający się z okna czarny, wilgotny wietrznik, za którym podążały bystre ślepia i sterczące uszy niedoliska. Maluch czujnie badał wszystkimi
zmysłami najbliższe otoczenie nory, po czym, stwierdzając widocznie, że w pobliżu nie czai się żadne zagrożenie, wygramolił się z piaszczystego dołka. Tuż za nim wypełzły kolejne dwa rudzielce przeciągle ziewając.
Aparat pracowicie rejestrował wszystkie te poranne zachowania niedolisków. Wtem dostrzegłem, że tego pierwszego wyraźnie zaintrygowało coś, co było ukryte w kępie wyższej trawy. Stojąc do mnie tyłem, z zapałem próbował stamtąd coś wyciągnąć. W końcu udało mu się wyrwać ukryty skarb, którym okazała się upolowana i przyniesiona przez któregoś z rodziców krzyżówka. Pewnie była dostarczona pod norę nocą, bo od momentu kiedy zasiadłem w mojej kryjówce nie pojawił się żaden z dorosłych lisów.
Teraz dopiero zaczęło się na dobre. Lisek który pierwszy wyszedł na powierzchnię i jako pierwszy znalazł zdobycz, groźną miną reagował na każdą próbę zbliżenia się rodzeństwa. Kiedy wyskubał z kaczki kilka kęsów i nieco się oddalił, pozostała dwójka mogła dobrać się do śniadania. A „najstarszy” rozłożył się wygodnie wśród poziomek, ziewnął i zasnął. Dwójka widocznie nie miała najmniejszej ochoty na drzemkę, gdyż z wrodzoną
ciekawością rozpoczęła zwiedzanie najbliższej okolicy, to wspinając się na pień leżącej sosny, a to szukając pod nim jakiś ciekawostek.
Unoszące się coraz wyżej słońce mocniej już przygrzewało, przeszkadzając małemu w drzemce. Widocznie gęste futro i promienie słoneczne nie były dla niego zbyt komfortowym połączeniem, gdyż podniósł się i leniwie poczłapał do zacisznej i chłodnej rodzinnej nory. W ślad za nim podążyła również pozostała dwójka.
Na mnie też już czas. Również w moim namiocie temperatura zaczęła dorównywać warunkom panującym w saunie. Kolejny udany poranek przeszedł do historii, a jego plonem są załączone zdjęcia.
Łukasz Łukasik
Łukasz Łukasik – fotograf. Autor fotografii na łamach wielu czasopism stała się początkiem wielkiej przygody dziennikarskiej oraz współpracy z takimi magazynami, jak: „Przyroda Polska”, „Ptaki Polski”, „Głos Przyrody”, „Las Polski”. Od kilku lat zajmuje się również prowadzeniem warsztatów i plenerów fotograficznych.